Forum ..................NPR - Naturalne Planowanie Rodziny................ Strona Główna ..................NPR - Naturalne Planowanie Rodziny................
...........czyli seks bez antykoncepcji. Pytania, wątpliwości, stosowanie..........
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Czy NPR daje szczęście?
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ..................NPR - Naturalne Planowanie Rodziny................ Strona Główna -> Inne problemy z npr
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gagusia
za stara na te numery



Dołączył: 04 Lip 2006
Posty: 5159
Przeczytał: 6 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:45, 05 Lip 2006    Temat postu:

no, ja niestety często sieję ferment. wszelkie radykalizmy uważam za bezsensowne, a w małżeństwie przede wszystkim chodzi o to żeby się kochać i szanować. to, że mój mąż chce mi okazać swoją miłość dając mi rozkosz seksualną to jest dla mnie piękne a nie grzeszne. i nie oznacza braku szacunku, ani wykorzystania. także nie mam zamiaru się z tego spowiadać.
ale wszystko jest możliwe i moje nastawienie też się może zmienić. w końcu po 6 latach mieszkania razem postanowiliśmy wziąć ślub, po prostu dojrzeliśmy duchowo do tego. zaczęliśmy dojrzewać duchowo do npr-u, może kiedyś się okaże, że i do okresowej abstynencji. czasem zresztą tak miewamy, że jak zostały ze 2 dni do fazy III to poczekamy, no bo wtedy jest lepiej. łatwiej się to wszystko przyjmuje i z większym przekonaniem, jeżeli człowiek tak powoli dojrzewa i sam dochodzi do tego, że to dla niego dobre, a niekoniecznie przyjmuje, bo ktoś tak kazał. Pan Bóg wie co robi i naprawdę czasem daje bardzo konkretne znaki.
pozdrawiam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dona
za stara na te numery



Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 12400
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 21:49, 05 Lip 2006    Temat postu:

tak do npr- u sama sie przekonałam...
a inne rzeczy.. chyba tez nie potrafie "na pół gwizdka"
Powrót do góry
Zobacz profil autora
novva
za stara na te numery



Dołączył: 16 Cze 2006
Posty: 4956
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Mała Wieś przy Drodze

PostWysłany: Czw 20:55, 06 Lip 2006    Temat postu:

Betsabe, Dona - fajne refleksje Yellow_Light_Colorz_PDT_03 Ale mamy porąbane w głowach z tym nprem. Jak już tyle wyznań, to i ja się dopiszę - mój mąż też się podsmiewa, że siedzę na forum, nie martwcie się. Ale co istotniejsze zaczęłam się od tego forum uzależniać (najpierw od lmm, a teraz tutaj)! Przez cały dzień moje mysli zajmowało to, co ktoś napisał, jakieś nowe informacje, o których nie wiedziałam, kolejna osoba, która jest w ciąży... Paranoja, nie sądzicie? A jak to źle działa na małżeństwo (moje przynajmniej), nie wspominając o efektywności pracy! Ostatnio rzadziej się pojawiam, bo mam nawał roboty, ale przyznam, że trochę też świadomie chcę mniej myśleć o npr. W końcu - jak bardzo słusznie napisała gdzieś tutaj mateola (i czego NB. nadal nie rozumie administracja LMM) - jestesmy ludżmi (nawet w większości kobietami ) Smile a nie automatami do pomiarów i obserwacji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Niania
Site Admin



Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 7927
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:33, 06 Lip 2006    Temat postu:

Gagusia myślę bardzo podobnie i nie tylko w związku z NPR-em ale i religią i ogolnie - życiem.

myślę że nie trzeba udawać świętrzej niż się jest.
Ważne jest by iść ku dobremu, odkrywać je, a nie być od razu świętym


novva nie tylko Ty jesteś uzależniona. ja to już dno jestem Yellow_Light_Colorz_PDT_04
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dona
za stara na te numery



Dołączył: 19 Cze 2006
Posty: 12400
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 23:57, 06 Lip 2006    Temat postu:

Niania napisał:


novva nie tylko Ty jesteś uzależniona. ja to już dno jestem Yellow_Light_Colorz_PDT_04


nie, ja jednak bije wszelkie rekordy..
bez wchodzenia w szczegóły.....
widzicie która godzina i co ja robie??

Ale dzisiaj jakos mało ludzi na forum.. heloow.. czyzby trzecie fazy wam sie pozaczynały???? Yellow_Light_Colorz_PDT_07 Yellow_Light_Colorz_PDT_05 Mr. Green Yellow_Light_Colorz_PDT_02
Powrót do góry
Zobacz profil autora
espree
za stara na te numery



Dołączył: 17 Cze 2006
Posty: 10140
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 8:22, 07 Lip 2006    Temat postu:

Gagusia napisał:
no, ja niestety często sieję ferment. wszelkie radykalizmy uważam za bezsensowne, a w małżeństwie przede wszystkim chodzi o to żeby się kochać i szanować. to, że mój mąż chce mi okazać swoją miłość dając mi rozkosz seksualną to jest dla mnie piękne a nie grzeszne. i nie oznacza braku szacunku, ani wykorzystania. także nie mam zamiaru się z tego spowiadać.
ale wszystko jest możliwe i moje nastawienie też się może zmienić. w końcu po 6 latach mieszkania razem postanowiliśmy wziąć ślub, po prostu dojrzeliśmy duchowo do tego. zaczęliśmy dojrzewać duchowo do npr-u, może kiedyś się okaże, że i do okresowej abstynencji. czasem zresztą tak miewamy, że jak zostały ze 2 dni do fazy III to poczekamy, no bo wtedy jest lepiej. łatwiej się to wszystko przyjmuje i z większym przekonaniem, jeżeli człowiek tak powoli dojrzewa i sam dochodzi do tego, że to dla niego dobre, a niekoniecznie przyjmuje, bo ktoś tak kazał. Pan Bóg wie co robi i naprawdę czasem daje bardzo konkretne znaki.
pozdrawiam


podpisuję się pod tym rękami i nogami Yellow_Light_Colorz_PDT_06
Powrót do góry
Zobacz profil autora
abeba
Gość






PostWysłany: Pią 10:09, 07 Lip 2006    Temat postu:

nie chcę żadnej z Was osobiście urazic, ale czy nie uważacie że takie myslenie, o wolnosci w dążeniu do dobrego, o tym że Bóg nie chce naszego nieszczęścia wyrażają częsciej osoby które żyją sobie po swojemu?
pachnie mi to usprawiedliwianiem własnego postepowania....
a może przyznajcie że zyjecie jak chcecie i nie mieszajcie w to Boga ani KK?
np. argument o dojrzewaniu psychicznie do czzegoś - sorki, ale to strasznei zwalnia z odpowiedzialności! Można sobie robić co sie chce bo "jestem niedojrzała", jak dojrzeję wezmę ślub, jak dojrzeję odstawię pigułki, jak dojrzeję zacznę chodzić do kościoła i pzestanę ciągnać filmy z internetu.... Rozumiem, że rzeczywiście można coś z czasem zrozumieć, i chcieć zmienić. Ale nie róbmy z tego naczelnego kryterium postepowania, pozwalającego nam na beztroskie czekanie aż sie dojrzeje.

Mam taki pomysł, bo robi sie zamęt jak z teologią Niani. Może jak ktoś pisze o Bogu katolickim to niech pisze kBóg albo *Bóg, a jak o swoim własnym to jakoś inaczej bo mam wrażenie, że przestaniemy sie rozumieć, albo niekatoliczki będą sprowadzać katoliczki na drogi grzechu a katoliczki będą na siłę nie potrzebnie nawracać szczęśliwe niekatoliczki.
Powrót do góry
Niania
Site Admin



Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 7927
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:10, 07 Lip 2006    Temat postu:

abeba napisał:
nie chcę żadnej z Was osobiście urazic, ale czy nie uważacie że takie myslenie, o wolnosci w dążeniu do dobrego, o tym że Bóg nie chce naszego nieszczęścia wyrażają częsciej osoby które żyją sobie po swojemu?
pachnie mi to usprawiedliwianiem własnego postepowania....
a może przyznajcie że zyjecie jak chcecie i nie mieszajcie w to Boga ani KK?


Ja na forum widzę tylko 2 osoby nie stosujące się do KK bez większych boleści psychicznych ./w tym ja/

Cytat:
np. argument o dojrzewaniu psychicznie do czzegoś - sorki, ale to strasznei zwalnia z odpowiedzialności! Można sobie robić co sie chce bo "jestem niedojrzała", jak dojrzeję wezmę ślub, jak dojrzeję odstawię pigułki, jak dojrzeję zacznę chodzić do kościoła i pzestanę ciągnać filmy z internetu..


NIE!!!
dla mnie dojrzewanie psychiczne - to nie robienie czegoś dopuki nie dojrzeję.
czyli na tych filmach - nie ściągam i nie oglądam dopuki nie bedzie mnie stać na ich zakup.
w religii - nie wierzę dopuki nie uwierzę /masło maślane wyszło no ale/ nie bedę "wierzyć" jeśłi sercen nie wierzę.... chyba logiczne?

Cytat:
Mam taki pomysł, bo robi sie zamęt jak z teologią Niani. Może jak ktoś pisze o Bogu katolickim to niech pisze kBóg albo *Bóg, a jak o swoim własnym to jakoś inaczej bo mam wrażenie, że przestaniemy sie rozumieć, albo niekatoliczki będą sprowadzać katoliczki na drogi grzechu a katoliczki będą na siłę nie potrzebnie nawracać szczęśliwe niekatoliczki.


Mówiąc o Bogu zawsze mówię o Bogu Katolickiem - nigdy "bogów" nie dzielę, bo uznaję że jest jeden. A NPR propaguje KK, więc logiczne jest że mówiąc "Bóg to Bóg tamto" mówię strikte o teologii KK....

nie wiem czy ktoś prucz Ciebie ma jeszcze problem z pojęciem Bóg...
macie?

abeba myśle że problem lezy w tym, że chcesz być bardzo radykalna, ortodoksyjna i wręcz skrupulantna w wypełnianiu nakazów KK co do NPR - i bardzo dobrze tylko sa dwa ale
1-jesli ktoś tak nie robi to nie znaczy że jest gorszy i trzeba go objechać
2-KK bardzo rzadko orzeka coś tak jurydycznie że nie da się rozmawiać bo każdy nasz krok jest wyliczony /tak było w judaiźmie/
Powrót do góry
Zobacz profil autora
espree
za stara na te numery



Dołączył: 17 Cze 2006
Posty: 10140
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 15:28, 07 Lip 2006    Temat postu:

abeba, skoro różni księżą podchodzą w różny sposób do granicy grzechu we współżyciu małżeńskim to dla mnie oczywiste jest, że jeszcze większe różnice są wsród zwykłych ludzi...

a, i jeszcze jedno, bo mi się przypomniało. dotyczy właśnie grzechu czy poczucia winy, że w seksie można robić coś niedozwolonego (ale akurat tutaj o seksie przed ślubem):

ksiądz, który spotykał się z nami na naukach przedmałżeńskich mówił o seksie przedmałżeńskim zupełnie normalnie i przyznał, że zdaje sobie sprawę z tego, że większość na sali pewnie już współżyła. a przecież to jest grzech. wiecie jak to wytłumaczył ten grzech? otóż trzeba sobie powiedzieć "ja wiem, że grzeszę. ale grzechem nie jest moja miłość, ani kochanie się. grzechem jest to, że przez seks przed ślubem oddaliłam/łem się od Boga. i tego żałuję. i w tym chcę się poprawić"

czyli sam seks, kiedy się kogoś kocha nie jest zły. złe jest tylko oddalanie się od Boga

i mnie to przekonało i wyleczyło z wątpliwości. z tego mogę się spowiadać i starać się poprawić Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
abeba
Gość






PostWysłany: Pią 18:58, 07 Lip 2006    Temat postu:

espree napisał:
otóż trzeba sobie powiedzieć "ja wiem, że grzeszę. ale grzechem nie jest moja miłość, ani kochanie się. grzechem jest to, że przez seks przed ślubem oddaliłam/łem się od Boga. i tego żałuję. i w tym chcę się poprawić"
czyli sam seks, kiedy się kogoś kocha nie jest zły. złe jest tylko oddalanie się od Boga

Tzn jak współzyjesz czy robisz cokolwiek innego, i mimo naruszania reguł religii nie czujesz by Cię to oddalało od Boga to jest ok? Bo TY nie czujesz byś sie oddaliła, byś go w czymś uraziła? hmmmm, szczerze mówiąc jak wiecej grzeszyłam czułam się bliżej Boga. Najbliżej Boga w życiu czułam sie gdy prawie zdradziłam swojego wtedy jeszcze nie męża. (To "prawie" zawdzięczam chyba Bożej opiece) Ciekawe - skoro to mnie tak zbliżało do Boga to może powinnam to powtórzyć?
Własnie przed takim myśleniem chciałabym przestrzec...
Ja nie mówię że ktoś taki jest gorszy, to raczej ja jestem kierowana na terapię przez takie osoby...
Nianiu- ja widzę co najmniej 4 dla których prezerwatywy "nie są złe".
I naprawdę nie generalizujmy, że NPR stosują tylko ludzie z KK i tylko z powodu katolickiej rekomendacji. Bo jakbym stosowała to tylko ze względów zdrowotnych a resztę czasu zabezpieczała sie gumkami albo zastepowała to pettingiem czy czymkolwiek to bym uważała że to super metoda i nie potrzebowałabym sie wywnętrzać na forum.
Powrót do góry
espree
za stara na te numery



Dołączył: 17 Cze 2006
Posty: 10140
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:07, 07 Lip 2006    Temat postu:

abeba napisał:
espree napisał:
otóż trzeba sobie powiedzieć "ja wiem, że grzeszę. ale grzechem nie jest moja miłość, ani kochanie się. grzechem jest to, że przez seks przed ślubem oddaliłam/łem się od Boga. i tego żałuję. i w tym chcę się poprawić"
czyli sam seks, kiedy się kogoś kocha nie jest zły. złe jest tylko oddalanie się od Boga

Tzn jak współzyjesz czy robisz cokolwiek innego, i mimo naruszania reguł religii nie czujesz by Cię to oddalało od Boga to jest ok? Bo TY nie czujesz byś sie oddaliła, byś go w czymś uraziła?


nie wiem dlaczego tak to zrozumiałaś... przecież chodziło o to, że seks nie jest złem, ale jeżeli powoduje Twoje oddalenie od Boga to trzeba to zrozumieć i z tego właśnie się wyspowiadać. z tego oddalenia, które jest grzechem.
a dla mnie zupełnie inne jest podejście, że "nie współżyjemy przed ślubem, bo seks jest grzechem", a "nie współżyjemy przed ślubem, bo nie jest to zgodne z nauką Jezusa"
ja poszłam do spowiedzi właśnie po tych zajęciach z księdzem. nie potrafiłam wcześniej iść, bo nie rozumiałam jak mam się spowiadać, z tego, że kocham się z narzeczonym i tym samym uznać to za grzech (czyli coś złego) skoro tak tego nie czułam. a ten sposób nawet przez chwilę nie musiałam myśleć, że to było coś złego. myślałam o tym, że przez to jestem dalej od Boga, i tego oddalenia było mi szkoda
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Niania
Site Admin



Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 7927
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:08, 07 Lip 2006    Temat postu:

abebo .. to nie "czucie", tylko "fakt" i o "fakt" chodziło temu księdzu. nie nakręcaj się tak, szkoda zdrowia.
co do tej "prawie zdrady". to raczej nie byłaś bliżej, ale zdałaś sobie sprawę z bliskości Boga

i co do NPR dla nie katolików - OWSZEM TAKIE OSOBY TEŻ MAJĄ PRAWO WYPOWIADAĆ SIĘ NA FORUM I MIEĆ WĄTPLIWOŚCI CO DO NPR JAKO METODY - jej skuteczności, stosowania. Jeśli mówisz że dla nie katolików metoda ta nie pozostawia żadnych wątpliwości - to chyba sobie żartujesz.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mateola
z NPR za pan brat :P



Dołączył: 16 Cze 2006
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:24, 07 Lip 2006    Temat postu:

Kościół jest w drodze. Zmienia sie, bo świat sie zmienia. I my też mamy prawo do swoich rozterek.

Wklejam obszerny fragment rozmowy z Wacławem Oszajcą [link widoczny dla zalogowanych]

Cytat:
Mistyka ciała w ślepym zaułku
Terenem bitwy o duchowo–cielesną jedność człowieka była sypialnia małżeńska. Jedni ciągnęli w kierunku erotyki, drudzy w stronę ascezy. Małżeństwo dla niejednych było tylko środkiem ratującym przed rozpustą, ale nie mistyczną drogą prowadzącą do zbawienia. Św. Augustyn napisał: „Im lepsi są małżonkowie, tym szybciej po dojrzałym namyśle zaczynają rezygnować ze współżycia. Nie czekają do chwili, kiedy z konieczności wyrzec się będą musieli swych pragnień”. Pożycie małżonków przez wieki Kościół traktował jedynie jako sprawę prokreacji, a nie język miłości małżonków. Ty bardzo sugestywnie opowiadałeś zawsze o mistyce ciała. Pamiętam Twoją cudowną interpretację Pieśni nad pieśniami. Powiedziałeś, że bronimy rodziny, a zapomnieliśmy o małżeństwie.

Na nauce Kościoła zaciążyła, niestety, gnostycka i manichejska wizja cielesności, ciało traktowano jako więzienie dla duszy. Zbyt długo nie widzieliśmy w erotyce języka miłości służącego sakramentowi, którym jest małżeństwo, choć przecież mistycy mieli doskonałą intuicję tego, czym jest erotyka. Gdyby nią pogardzali, nie opisywaliby zjednoczenia z Bogiem na wzór zjednoczenia cielesnego. Małżeństwo jest sakramentem, a więc Chrystus realnie istnieje w związku dwojga ludzi. Stąd wszelkiego rodzaju kontakty, a zwłaszcza te najbardziej intymne, są spełnianiem się tego sakramentu. Zjednoczenie cielesne małżonków stanowi jednocześnie realne przebywanie z Bogiem, jest modlitwą. Trzeba na małżeństwo popatrzeć jak na mały Kościół, ecclesiola, i dopiero kiedy się w to uwierzy, przychodzi czas, żeby się pojawiły dzieci. Gdy między małżonkami nie ma więzi albo jej pragnienie jest tylko w jednym z nich, to przekazanie życia nie jest darem, jest trochę podobne do sztucznego zapłodnienia.

Trzeba, żeby dziecko przychodziło z miłości dwojga. Ludzie muszą zapłacić wielką cenę, żeby nawzajem do siebie dorastać, bo łatwiej siebie oddać drugiemu człowiekowi, niż przyjąć go. Łatwiej iść w gościnę do drugiego, niż się otworzyć po to, żeby on się w nas rozgościł. Jeśli to się nie stanie w małżeństwie, nie będzie miejsca dla dziecka. Ono przyjdzie jako lokator, a nie jako domownik, kość z kości, ciało z ciała. Jeśli nie ma takiej więzi między małżonkami, to dziecko nie dopełni tego związku, a przeciwnie, może stać się powodem rozpadu małżeństwa.

Często się mówi, że dziecko leczy problemy małżeńskie.

To są straszne słowa. Nikogo Pan Bóg na ten świat nie przysyła, żeby był narzędziem czegokolwiek. Pan Bóg nie posługuje się ludźmi w ten sposób. Jesteśmy stworzeni dla nas samych. Jeśli dziecko ma przychodzić jako lekarstwo, to nie zadziała, a dozna krzywdy. Dziecko nie może być lekarstwem na problemy. Myślę, że trzeba stać się znacznie wcześniej matką i ojcem, niż się przekaże życie.

Może dziecko nie jest lekarstwem, ale nieraz uzdrawia. Niedawno przeczytałem piękne zdanie, że dziecko jest dowodem na to, że Pan Bóg chce, aby świat nadal istniał. Wkrótce potem obserwowałem człowieka, któremu walił się świat, praca, rodzina i pośród tego bałaganu dotarła do niego wiadomość, że żona jest w ciąży. I wtedy ten człowiek nabrał wiary, stwierdził, że Pan Bóg nie może dawać mu takiej nowiny, nie dając nadziei. I jak powiada, dzięki dziecku wyszedł z kryzysu. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że można podać przypadki odwrotne.

Pan Bóg może człowieka uratować poprzez wszystko, a więc i przez dziecko, ale z człowieka nie można robić środka naprawczego. Ten mężczyzna, o którym mówisz, przeżywał kryzys, ale przecież miał mocne oparcie w małżeństwie, skoro dziecko pozwoliło mu stanąć na nogi.

Czy nie uważasz, że w Kościele za mało się mówi o konieczności rozwoju miłości małżeńskiej?

Dla nas, kaznodziejów, życie małżeńskie jest terenem obcym. Możemy idealizować bądź brutalizować małżeńską rzeczywistość. Albo przedstawiamy małżonków jako aniołów, albo sprowadzamy na poziom biologii i popędów. Ja wiem, że ornitolog nie musi latać, a chirurg nie musi dać sobie uciąć ręki. Pięknie, tylko te metafory zawodzą w odniesieniu do życia małżeńskiego i rodzinnego. Myślę, że tu się niewiele zmieni, dopóki teologię będą uprawiać jedynie ludzie żyjący w celibacie. Dopiero gdy przyjdą teologowie świeccy, zacznie się coś zmieniać, zaczniemy inaczej patrzeć na człowieka. Odarliśmy cielesność człowieka z piękna, głosząc, że współżycie wymaga usprawiedliwienia, choćby przez to, że powinno być nastawione włącznie na przekazanie życia. To słuszna skądinąd perspektywa, bo rzeczywiście seks oderwany od płodności staje się zaprzeczeniem siebie samego, jednak seks jest najpierw darem dla małżonków jako sposób budowania wspólnoty miłości, a więc również właściwego środowiska dla dziecka, dla potomstwa.

Chodzi o nową duchowość i celibatu, i życia małżeńskiego. Nie można podtrzymywać mitu, że wartość życia chrześcijańskiego polega na odseparowaniu od świata i zajęciu się Panem Bogiem, tak jakby wcielenie Syna Bożego nigdy nie miało miejsca i jakby Kościół nie był ciałem Zmartwychwstałego, a jedynie jeszcze jedną instytucją pozwalającą kaście kapłańskiej, jak to ktoś powiedział, spokojnie przejadać nieuświadomioną hojność wiernych. Dopóki słowo Kościół nie będzie nam się kojarzyło ze wszystkimi ochrzczonymi, a tylko z klerem, nic nie zrozumiemy z Kościoła. Jesteśmy po to, by mu służyć. Mówi się, że trzeba dać więcej miejsca świeckim w Kościele. Ale zaraz... Kto tu komu daje miejsce? To świeccy nam dają miejsce. Najczęściej jest tak, że dopuszczamy do różnych funkcji w Kościele tylko takich świeckich, którzy mówią głosem kapłanów — świeccy mają wnosić swoje niepowtarzalne doświadczenie i widzenie Boga żyjącego w dzisiejszym świecie. Przychodzi też czas, żeby zastanowić się nad pluralizmem poglądów, pluralizmem upoważnionym, gdyż w Kościele pojmowanym jako wspólnota wiary i miłości w wielu sprawach ważnych dla człowieka nie ma jednego stanowiska. Gdy np. mówimy o etyce seksualnej, nie mogę zbyt łatwo odrzucić nauczania papieskiego, ale nie mogę zbyt łatwo odrzucić argumentacji reszty Kościoła. Znam prywatne zdanie wielu biskupów i teologów i wiem też, że część dzisiejszego nauczania jest uwarunkowana historycznie.

Przywiozłem ze sobą zapis znamiennej dyskusji sprzed 10 lat między kardynałem Franzem Königiem a kardynałem Josephem Ratzingerem na temat, który poruszamy. Chciałbym, żebyś przeczytał jej fragment:

RATZINGER: W historii nauczania Kościoła miały miejsce — co trzeba powiedzieć — decyzje, które wydawano w majestacie autorytetu Kościoła, ale zarazem przy nadużyciu tego autorytetu. (...) Regułą postępowania w przyszłości musi być dla Kościoła dokładne ostrożne wyważenie, jak daleko można się posunąć, nie tracąc z oczu rozmaitych pewników. (...)
KÖNIG: Ale to, co powiedziałeś o ostrożności jako regule w postępowaniu Kościoła, powinno odnosić się także do tematu regulacji urodzin. W tej sprawie wmanewrowano się przecież w ślepy zaułek, głównie z powodu rozróżnienia, kwestionowanego także przez medycynę, na metody „sztuczne” i „naturalne”; tak jakby również pod względem moralnym wszystko sprowadzało się do spłatania figla naturze! W dzisiejszym świecie, w którym rozpowszechniają się takie zjawiska jak seksizm (oznaczający dominację jednej, silniejszej płci męskiej nad drugą) i promiskuityzm (styl częstej zmiany partnera bez uczuciowego związku), nauczanie Kościoła powinno wziąć za cel humanizację w małżeństwie i rodzinie.
RATZINGER: Argumentacja Kościoła w tej kwestii była na pewno dotąd zbyt często abstrakcyjna, wywodziła się z założeń filozoficznych, metafizyki i sens nauczania pozostawał dla wielu niezrozumiały. Co innego rozumie pod pojęciem „natura” lekarz, co innego metafizyk, a jeszcze inne znaczenie ma to słowo w języku codziennym. (...)
KÖNIG: Powstaje wrażenie, jakby katolicka teologia moralna obracała się wyłącznie wokół tych tematów, do tego jeszcze z owym irytującym rozróżnieniem na „sztuczne” i „naturalne” metody zapobiegania ciąży. Bardzo wielu ludzi nabiera przy tym przekonania, że regulacja urodzin graniczy z aborcją. W ten sposób ryzykuje się utratę wiarygodności w tym, co z moralnego punktu widzenia najistotniejsze.
RATZINGER: Terminologia „sztuczne — naturalne” wywołuje niewątpliwie nieporozumienia i kieruje cały problem na niewłaściwie tory.

Przepraszam Cię, Wacku, za ten wtręt...

Nie, to bardzo ważne przypomnienie, że Kościół jest w drodze, że wszystko przed nim, a tradycja to umiejętność pozostawania w wierności nie tylko i nie przede wszystkim temu, co było, ale temu, co Duch Święty dzisiaj objawia Kościołowi. Ostrożnie więc z orzekaniem, zwłaszcza o tym, co jest grzechem. Prawda chrześcijańska jest żywa, nie jest zjawiskiem wziętym z filozofii czy logiki, ale jest Kimś, jest osobą z ziemi i nieba jednocześnie. Chrystus żyje nie po to, by świat konserwować, ale po to, by go przebóstwiać. Praktyka wskazuje, że to, co nie było możliwe w Kościele wczoraj, dzisiaj jest możliwe. To, co wczoraj było widziane jako grzech, jak choćby demokracja, dzisiaj okazuje się, owszem ułomną, ale jedyną sensowną metodą urządzania życia ludzkich społeczności. To wszystko sprawia, że znowu najwięcej ma do powiedzenia ludzkie sumienie. Dlatego jakaś liczba katolików — zarówno duchownych, a jeszcze więcej świeckich — sądzi, że to małżonkowie w swoim chrześcijańskim i małżeńskim sumieniu powinni rozstrzygać o tym, jak mają pielęgnować swoją miłość, jak zabiegać o jej rozwój i czy użycie „sztucznych” metod służy ich miłości, czy też nie. To ważne, co powiedzieli kardynałowie, że musimy być ostrożni z orzekaniem, co jest naturalne, a co nie i co jest pewnikiem, a w związku z tym jaśniej określać, co w nauczaniu papieskim w tym względzie ma rangę orzeczenia bezwzględnie obowiązującego.



Często powtarza się zdanie Pawła VI, że największym grzechem XX wieku jest utrata świadomości grzechu. Widząc mądrość tego powiedzenia, ludzie powierzają spowiednikowi swoje problemy dotyczące współżycia małżeńskiego i zdarza się, że otrzymują nauki najróżniejsze. Od gróźb piekielnych po potrzebę wzmacniania wszelkimi drogami wierności małżeńskiej. Nie wszyscy mogą sobie z tym poradzić. I chociaż swoim rozumem ocenią wartość nauk spowiednika, to osad choćby z jego najbardziej bzdurnych pouczeń w sferze emocjonalnej u niektórych ludzi pozostaje.

Wszystko to prawda, ale wolę Kościół, w którym jest różnica zdań, w którym do prawdy się dochodzi, niż taki, w którym się mówi, że ma się już całą prawdę. Trzeba by tutaj kłaść coraz większy nacisk na wolność chrześcijanina. To on szuka prawdy swego życia. Człowiek ma rozum i może ocenić wypowiedź spowiednika. W konfesjonale nie jest się nieomylnym. W konfesjonale można pomóc, ale i zaszkodzić.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kajanna
za stara na te numery



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 4032
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:39, 10 Lip 2006    Temat postu:

To może ja się wypowiem, bo czuję się wezwana do tablicy - pewnie mnie m.in. miałaś abebo na myśli pisząc o osobach, które nie widzą w prezerwatywach nic złego.
Otóż rzeczywiście w prezerwatywach nic złego nie widzę, tak jak nie widzę niczego złego w pieszczotach w czasie płodnym, podczas ktorych dochodzi do orgazmu. I w stosunku, ktory nie kończy się "złożeniem nasienia w pochwie".
I uważam, że mam do tego prawo. I to wciąż nazywając się katoliczką.
Naprawdę, bardzo długo się nad tym wszystkim zastanawiałam, ale moje sumienie w żaden sposób nie podpowiada mi, że robię coś złego. A to sumienie powinno być dla katolika ostateczną instancją. Wklejam bardzo ciekawy urywek rozmowy z księdzem prof. Wacławem Hryniewiczem:

"Człowiek wierzący ma prawo do zachowania wewnętrznej suwerenności ducha w imię wierności własnym przekonaniom. Czy można bezwarunkowo poddać swoje sumienie wymogom określonej doktryny teologicznej? Historia uczy, że były to często doktryny zawodne, niesłusznie wynoszone do rangi pewników. Jeśli istnieją ku temu uzasadnione i ważne racje, wówczas prawda sumienia może przeciwstawić się prawdzie przekazywanej kolektywnie, siłą tradycji i autorytetu kościelnej instytucji. Takiej wolności nie wolno odbierać człowiekowi, gdyż jest ona cząstką jego osobowej godności. To, co człowiek czyni wbrew wewnętrznemu przekonaniu, apostoł Paweł nazwał grzechem (Rz 14,23). Kiedy człowiek wierzący nie jest przekonany co do słuszności pewnych historycznych doktryn w Kościele, ma prawo zastanawiać się nad tym i słuchać głosu własnego sumienia. Chcemy czynić dobro z wewnętrznej potrzeby, z przekonania, a nie tylko pod presją autorytetu, sankcji i racji zewnętrznych. Ta droga jest o wiele bardziej twórcza, owocna i mądra.

Dzielą nas doktryny i przekonania, rzecz krucha i ułomna na tym świecie. To, czy ktoś ma takie czy inne przekonania o Bogu i zbawieniu, nie przekreśla tego, że pozostaje człowiekiem wierzącym w tego samego Pana ludzkości i świata. Różniąc się szlachetnie i odnosząc do siebie bez wrogości, pozostajemy razem w tej samej wspólnocie wierzących. Różnice w poglądach nie są powodem do potępiania inaczej myślących. W Kościele jest miejsce dla wszystkich, także dla poszukujących. Nikt nie ma monopolu na prawdę. Wszyscy jesteśmy jedynie pielgrzymami do Prawdy Ostatecznej. Za życia ziemskiego przybliżamy się do niej, ale jej w pełni osiągnąć i wyrazić nie jesteśmy w stanie. Dopiero kiedyś, jak wierzymy, odsłoni się ona w ostatecznej pełni. Po co odsądzać się wzajemnie od prawdy, kiedy wszyscy jesteśmy w tej samej sytuacji ludzi poszukujących? Nie każdy jednak skłonny jest zaakceptować ten stan w stosunku do siebie i innych. Większość wierzących woli jasne i autorytatywne rozwiązania, zwalniające od trudu osobistego myślenia."

Mam głębokie przekonanie, że nie robię niczego złego. Nie rozumiem, co może być grzesznego w miłości obojga małżonków i seksie, czyli sposobie, w jaki ją sobie okazują. Katolicka etyka seksualna zabrnęła moim zdaniem w ślepy zaułek i teraz nie potrafi się z niego wycofać. Pewnie kiedyś do tego dojdzie, ale dlaczego ja mam z tego powodu teraz cierpieć? Znosić ponad miesięczne okresy wstrzemięźliwości w imię czego? Bo na pewno nie służą one zbliżeniu małżonków. Zresztą te argumenty już tu były tysiąc razy wałkowane i doskonale je wszystkie znamy.
Tak, wierzę w katolickiego Boga, ale czy to znaczy, że muszę podporządkować się wszystkim zaleceniom Kościoła? Bo Kościół jako instytucja bywał i jest omylny i ja tego nie potrafię nie widzieć. Księża to też ludzie i też błądzą. Ja nie mam problemu z żadnymi innymi kościelnymi przykazaniami (co nie oznacza, żem bezgrzeszna, Yellow_Light_Colorz_PDT_02 , chodzi mi tylko o to, że akurat te budzą mój zdecydowany sprzeciw) I jakoś dziwnym trafem u bardzo wielu katolików również. Wszyscy mamy źle ukształtowane sumienia?
Na podejściu Kościoła do tych spraw strasznie zaważyło traktowanie seksu jako takiego jako grzechu, strach przed cielesnością, przed przyjemnością. Teraz rzeczywiście dużo sie zmienia, ale to cały czas gdzieś tam głęboko tkwi. Przeświadczenie o tym, że przyjemoność jest grzechem, jedynym usprawiedliwieniem dla której jest prokreacja. Przecież stąd te zakazy w fazie płodnej. Albo przyjemność, ale wtedy liczcie się z ciążą, albo z przyjemności nici.
Moim zdaniem to z nauką Kościoła w tej kwestii jest coś nie tak, albo nawet bardzo nie tak. Kurczę, dziewczyny, nie chcę tu nikogo urazić, ale przecież czytam to forum i lmm i widzę, że niektóre z was się zwyczajnie męczą. Może zabrzmi to ostro, ale mam przeświadczenie, że Kościół robi ludziom krzywdę. W imię zasad zapomina o ludziach, ktorzy powinni być najważniejsi. A przecież liczy się sens, a nie litera.
Przecież Jezus sprzeciwiał się właśnie takiej formie religii, w której cnotą był oportunizm, gdzie przepis ważniejszy był od przykazania miłości, a wcielanie prawa stało ponad wniknięciem w sytuację konkretnego człowieka
Wiem, wiem, zaraz ktoś mnie pojedzie, że to straszny relatywizm, mentalność supermarketowa, wygodnictwo, ale nie potrafię tych zaleceń zaakceptować. I wcale nie uważam, że Kościól chce w tym przypadku mojego dobra.
Poza tym Kościół to nie tylko Instytucja. Przecież my też, a może przede wszytskim, jesteśmy Kościołem, a jakoś naszego zdania nie bierze się pod uwagę.
A jeśli chodzi o kwestie praktyczne, to podczas spowiedzi nie spowiadałam się z tego rodzaju "grzechów". Powtarzam, nie mogę spowiadać się z czegoś, co za grzech nie uważam, a w instrukcjach dla spowiedników jest napisane, że nie można wymagać tego od penitenta. Ja mówię księdzu, że w tej dziedzinie nie mam nic na sumienia i jest to zbyt osobista sprawa, żeby o tym rozmawiać. I jakoś wystarcza.
Nie chcę nikogo gorszyć, ale uważam, że Abebo trochę przesadziłaś z tym "swoim własnym Bogiem"
Confused
Piszę jak najbardziej o Bogu katolickiem, w takiej wierze zostałam wychowana i taką wyznaję, a że nie ze wszytskim się zgadzam - takie moje prawo. I mój radykalizm właśnie.
Mam wrażenie, że podchodzisz to całej sprawy zbyt ortodoksyjnie. Albo wszystko, albo nic. A jednocześnie nie jesteś do tego tak do końca przekonana (tak wywnioskowałam z twoich postów). Nie odmawiaj innym prawa do nazywania się katolikami, tylko dlatego, że mają na jakiś temat inne zdanie. Smile
Ło matko, ale się rozpisalam...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yonkaa
pierwszy wykres



Dołączył: 27 Cze 2006
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pon 12:02, 10 Lip 2006    Temat postu:

Coś w tym jest kajanno...
Ja też czuję jakiś wewnętrzny sprzeciw w tej kwestii, może nie dotyczący prezerwatyw, ale samych pieszczot. Z odrzuceniem środków antykoncepcyjnych mogę się zgodzić i nie stanowi to dla mnie problemu, nawet mąż się na to zgodził Smile Ale co do tych pieszczot to też mam dylemat, bo sama nie widziałam w tym nic złego, dopiero kiedy przeczytałam że należy to uznawać za zło zaczęłam się do tego stosować. I niestety na dobre nam to nie wychodzi. To jest bardzo ciężka dla mnie sytuacja kiedy muszę "odepchnąć" mojego męża gdy on z miłością i czułością pragnie się do mnie zbliżyć. Nie wiem jak długo to jeszcze zniosę. Bóg jest ważny w moim życiu i gdy kiedyś przyjmowałam Komunię to dawało mi to dużo siły i mobilizowało do bycia lepszą. Teraz za każdym razem myślę czym została okupiona ta możliwość pójścia do Komunii i jak długo przetrwa nasze małżeństwo i czy o to chodzi?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ..................NPR - Naturalne Planowanie Rodziny................ Strona Główna -> Inne problemy z npr
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 4 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Theme ACID v. 2.0.20 par HEDONISM
Regulamin